Uniwersytet im. Adama Mickiewicza









 



 
 
 

















Społeczeństwo obywatelskie - piękna idea bez szans...
Społeczeństwo obywatelskie - piękna idea bez szans...
15 VI 2014, 12:58:31


Rząd nie może od wszystkiego umywać rąk, bo nie jest Poncjuszem Piłatem, a naród nie jest oskarżonym Chrystusem. Nie może też rząd zadawać narodowi pytania „Cóż to jest prawda?”, jakie Chrystusowi zadał Poncjusz Piłat, ponieważ prawdę doskonale zna, a w każdym razie znać powinien skoro rządzi. Prawda bowiem leży na ulicach polskich miast i miasteczek, na traktach polskich wsi i wiosek i nazywa się Polska. Europejski kraj średniej wielkości, bogato wyposażony przez Opatrzność we wszelakie dobra począwszy od gór i równin, od piasków po gliny, a kończąc na ukrytych w ziemi zasobach surowcowych i energetycznych, jeziorach pełnych ryb, dostępie do Bałtyku i lasach pełnych drzew, owoców leśnych i zwierzyny łownej.

Niestety, pozbawiony od niepamiętnych czasów mądrych, dalekowzrocznych gospodarzy dbających o to wszystko i o masy ludzkie żyjące wśród tego całego dobra, ale praw do tego dobra pozbawionych i nadal pozbawianych na wszelkie możliwe sposoby, zarówno przez obcych „mędrców”, obce korporacje, jak i miejscowych łajdaków, głupców lub pazernych cyników spragnionych mamony i splendoru, nawet za cenę godności. To tyle w dwudziestą piąta rocznicę rozpoczęcia transformacji ustrojowej TU gdzie my wszyscy żyjemy!
Przejdźmy do konkretów. Rząd się wyżywi – powiedział ponad ćwierć wieku temu pewien bardzo cyniczny człowiek i wszystko wskazuje, że miał niestety rację, także w odniesieniu do polskiej współczesności, bo jak obserwujemy dokonania ostatnich dwudziestu pięciu lat, żaden rząd tego kraju i jego pochlebcy ani nie cierpieli głodu, ani nie żebrali w żadnych fundacjach o zasiłki na leczenie z nowotworów dla siebie i dla swoich rodzin, nie zadłużali się też na pewno ani na podręczniki gimnazjalne dla dzieci, ani na zapłacenie czynszu za mieszkanie, czyli tak zwany dach nad głową. Systemowe „neoliberalne” żebractwo pozostawiono narodowi: chorzy niech żebrzą w fundacjach, fundacje niech żebrzą u jeszcze zdrowych, niech żebrzą u „biznesu” i wszędzie tam, gdzie może znaleźć się jeszcze jakiś idiota, albo patriota o dobrym sercu i być może podaruje „parę groszy”, albo stanie się dla własnej prowincjonalnej chwały „sponsorem” w zamian za jakiś powieszony mu na piersi „medal biznesowy” o wartości 25 złotych „wsadu metalowego”. .

Sprawy zaszły już tak daleko, że nawet „para prostytutki” czyli „damy ( niektóre studentki, celebrytki i inne takie tak postępowe panie „lekkich obyczajów” ) do towarzyszenia panom prezesom podczas biznesowych bankietów, w kraju i zagranicą, a także umilające czas przy stole, na jachcie i w sypialni” z determinacją, często bardzo skutecznie i bogato żyją sobie ze sponsorów znacznie lepiej, aniżeli profesorowie habilitowani, nie wspominając już o pracującej „inteligencji”, ani tym bardziej o przedstawicielach dawnej klasy robotniczo-chłopskiej, czyli o ludziach przedostatniej kategorii. Ostatnią bowiem kategorią w naszym kraju są jak powszechnie wiadomo polscy emeryci, renciści i bezrobotni absolwenci wyższych uczelni, którym państwo nie raczy dawać nawet zasiłku dla bezrobotnego.

Osobnym zjawiskiem, ba, problemem nie dla rządzących, ale dla każdego rodzica w Polsce jest sytuacja młodzieży, która obiektywnie rzecz ujmując nie ma żadnych szans (poza wyjątkami za którymi kryją się albo wielkie pieniądze, albo równie wielkie koneksje polityczne ) na usamodzielnienie się w normalnym rozumieniu tego słowa. A to znaczy podjęcie pracy w wyuczonym zawodzie, pozyskiwanie godziwego wynagrodzenia za pracę umożliwiającego nie tylko biologiczne trwanie i to na niskim poziomie, ale też wynajęcie mieszkania, założenie rodziny, posiadanie co najmniej dwójki dzieci. Utrwalone już bezrobocie i tak samo zakonserwowane płace, piramidalnie nienormalne ceny mieszkań i czynszów przy wynajmie, to wszystko spowodowało, że zamiast tworzenia się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego, utworzyło się już z tendencja wzrostową społeczeństwo poor-workers – pracujących biedaków w każdym obszarze realnego życia. I do tego sfrustrowanych, wściekłych i napastliwych wzajemnie dla siebie, osobników rasy białej – polskiej.

Jerzy A. Gołębiewski
15 czerwca 2014




W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. OK, rozumiem