Uniwersytet im. Adama Mickiewicza









 



 
 
 

















Będą problemy w Unii Europejskiej, niestety...
Będą problemy w Unii Europejskiej, niestety...
14 X 2009, 10:24:06


…a tak ładnie się zapowiadało. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej podpisał traktat lizboński i jeżeli traktat ten podpisze jeszcze prezydent Republiki Czeskiej – a pewnie podpisze, to proces narastania problemów w Unii Europejskiej ruszy „pełną parą”. Już dzisiaj, bowiem wiadomo, że kiedy 27 przedstawicieli poszczególnych państw usiądzie przy unijnym stole, po nowej odsłonie Traktatem Lizbońskim, to na pewno nie „dogadają się”. Jak Traktat wejdzie w życie już na dobre i Unia stanie się w istocie rzeczy superpaństwem z prezydentem i ministrem spraw zagranicznych na czele, rola państw narodowych sprowadzi się do roli regionów, a narodowi prezydenci, premierzy i ministrowie znajdą się w roli prowincjonalnych kacyków, którzy na globalnym forum politycznym nie będą mieli nic do powiedzenia. A to na pewno nie każdemu się spodoba, tak, jak Anglikom nie spodobała się waluta euro i nie zgodzili się na to, aby Wielka Brytania, atomowe mocarstwo, zrzekła się ukochanego funta z wizerunkiem Jej Wysokości, Królowej…

Proszę zauważyć, co powiedział pan Lech Kaczyński w chwilę po złożeniu podpisu pod Traktatem Lizbońskim. Cytuję: „ Unia pozostaje związkiem państw narodowych, związkiem ścisłym, ale jest to związek państw suwerennych i niech tak zostanie” – koniec cytatu. Słowa prezydenta RP wzmacnia premier, który chce podobno przekonać przywódców Wspólnoty do okrojenia kompetencji instytucji europejskich, powoływanych do życia Traktatem Lizbońskim. Idee bardzo słuszne, tyle, że raczej nie realne, bo po pierwsze - już wstępując do Unii i wdrażając prawa unijne dobrowolnie zrezygnowaliśmy z dużego fragmentu suwerenności, a po drugie – te nowe unijne instytucje są w tym celu powołane, aby suwerenność państw narodowych jeszcze bardziej ograniczyć. I oczywiście na tym tle zaczną się już niebawem pierwsze, ostre starcia na unijnym forum…

Jak wiadomo, obecnie głównymi rozgrywającymi w Unii są Niemcy i Francja, w takiej właśnie kolejności, plus Wielka Brytania, ale jako trzecia. Teraz, po wejściu w życie Traktatu Lizbońskiego wzajemna rywalizacja tych najważniejszych graczy wejdzie w nowe, wyższe stadium. Prezydent Francji , mąż stanu o wielkich aspiracjach, będzie chciał mieć pozycję wiodącą w Unii, z kolei Kanclerz Niemiec nie zechce zrezygnować z pozycji jaką ma, bo jest największym płatnikiem w tym całym interesie. Anglicy też będą, rzecz jasna, zabiegać o swoje racje. Z takimi „klientami” jak Polska, Czechy czy Holandia, wielcy nie będą się w ogóle liczyć, zajęci sami sobą i wzajemnym „wygryzaniem” się w walce o realne, stałe przywództwo. No, i zacznie się sprawdzać stare porzekadło, że gdzie kucharek sześć, tam nie ma, co jeść. Reagując na zaistniałą sytuację, poszczególne państwa powoli będą kolejno dochodzić do wniosku, słusznego zresztą, że Unia to tak, ale nie jako superpaństwo zarządzane przez sztywną, brukselską biurokrację oderwaną od realiów kulturowych, cywilizacyjnych i ekonomicznych w 27 państwach członkowskich UE. Parlament Europejski, pozostanie dekoracją, bo jak wiadomo jego rola w procesie decyzyjnym od dawna jest nijaka i nadal będzie prawie żadna …

W tym miejscy warto zwrócić uwagę na fakt, że na ogół wszystkie sztuczne twory nie sprawdzają się w życiu. Esperanto – język międzynarodowy utworzony w roku 1887 przez Ludwika Zamenhofa, miał w założeniu stać się uniwersalnym środkiem komunikacji w świecie i co? Językiem międzynarodowym jest teraz język angielski, a o Esperanto nikt już nawet nie słyszy. Sztucznym tworem był rubel transferowy, sztucznym tworem była RWPG i niestety, sztucznym tworem, nową utopią jest także Unia Europejska razem z walutą euro. Przecież pierwsze próby integracji europejskiej podejmowano już w czasach Ligi Narodów i nic z tego wówczas nie wyszło. Współcześnie wprawdzie wyszło, ale wielkich szans w perspektywie – moim zdaniem - na przetrwanie to jednak nie ma. Twórcy i entuzjaści Unii Europejskiej „przedobrzyli” Traktatem Lizbońskim. A jak powszechnie wiadomo, lepsze jest wrogiem dobrego, no i teraz trzeba będzie zjeść tę żabę…

Nie jestem przeciwnikiem jednoczenia się Europy, przeciwnie jestem tego gorącym zwolennikiem, ale w normalnym, dziejowym procesie przy otwartych granicach we wszystkich obszarach, bez aspiracji do tworzenia molocha, jakiegoś superpaństwa, supermocarstwa, powielania w nowej wersji czegoś w rodzaju „jeden wódz, jeden naród, jedno państwo”. To już było i nie powinno powtórzyć się więcej, bo zawsze w konsekwencji prowadzi to najpierw do kontrowersji, później do konfliktów, i na końcu do katastrofy. W tym miejscu pragnę stwierdzić, że zgadzam się z poglądem pana Lecha Kaczyńskiego wyrażonym po podpisaniu przez niego Traktatu. Obawiam się jednak, że ta deklaracja prezydenta RP jest poważnie spóźniona. Jego poprzednicy powinni to samo powiedzieć wcześniej, już na wstępie do Unii i zażądać stosownych modyfikacji projektu poszerzania Unii, oraz gwarancji pełnej suwerenności we wszystkich newralgicznych obszarach…

Teraz pozostaje tylko obserwować, jak potoczą się wypadki…

Andrzej Saski




W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. OK, rozumiem