Uniwersytet im. Adama Mickiewicza









 



 
 
 

















Dobra zmiana tak, ale...
Dobra zmiana tak, ale...
30 IV 2018, 16:03:00


...musi być dokonana wszędzie! Przejdźmy jednak do rzeczy. Klasyk napisał dawno temu, w jednym ze swoich dzieł, że państwem może rządzić nawet kucharka. Fakt, oczywiście, że może! Tylko, że wtedy zamiast państwa, w najlepszym razie byłby to bar mleczny czwartej kategorii. Teraz wszakże naszym państwem "na szczęście" nie rządzi jeszcze żadna kucharka, natomiast rządzą nim pełni dziwnych kompleksów amatorzy, którzy zresztą podświadomie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że rządzenie państwem, to "za wysokie progi na ich nogi" i w rezultacie rządzą tym państwem tak, jakby to była wioska Wyskoki Górne z dwudziestoma chałupami  "na krzyż", a nie wielce skomplikowany, delikatny i wrażliwy na wstrząsy mechanizm. Co z tego wynika, obserwujemy każdego dnia bez konieczności wychodzenia z domu.  
W latach istnienia i funkcjonowania świętej pamięci Polski Ludowej, państwa uznawanego powszechnie w świecie, uczestnika procesu tworzenia się po II Wojnie Światowej Organizacji Narodów Zjednoczonych i później partnera wielkich mocarstw w misjach pokojowych w różnych zakątkach świata, nie wspominając już o decyzji Konklawe powołującej na Tron Piotrowy polskiego kardynała Karola Wojtyłę, państwo polskie podniesiono z gruzów i zniszczeń wojennych i tak zorganizowano, że jakoś nieźle działało we wszystkich jego obszarach. Począwszy od produkcji rolnej, a kończąc na wytwarzaniu samolotów i kombajnów chętnie zresztą kupowanych nawet w Stanach Zjednoczonych.

Gigantyczny - nazwijmy rzecz po imieniu - program socjalny, prawie doskonale - jak na ówczesne warunki - uzupełniał relatywnie niskie płace wynikające ze słabej gospodarki, tworząc społeczeństwu poczucie bezpieczeństwa. Dzieci w szkołach miały stałą opiekę dentystyczną i lekarską, wakacyjne turnusy i kolonie, obywatele pracujący mieli dostęp do prawie darmowych wczasów, służby zdrowia, mieszkań spółdzielczych, edukacji i wyższych studiów, nikt też nie oczekiwał kilka lat na jakąkolwiek operację chirurgiczną. Powstawały całe nowe miasta i wielkie nowe dzielnice mieszkalne, tworzono nowoczesny - na miarę ówczesnych technologii - przemysł. Polskie stocznie budowały seryjnie statki dalekomorskie wyposażane w znakomite silniki od "Cegielskiego", szybko rozwijała się nauka, rosło czytelnictwo - książki wychodziły w wielkich nakładach i były bardzo tanie - wzrastało wykształcenie obywateli. Wielu dzisiejszych tak zwanych polityków, byłych "opozycjonistów" doktoraty przecież otrzymywało w "komunistycznych" uniwersytetach, prawda? I wcale się tego nie wstydzą.

"Komunistyczni" przywódcy Polski Ludowej, oczywiście uzależnieni politycznie od Moskwy, czego nikt nigdy także w PRL nie ukrywał, jednak liczyli się z narodem i jego potrzebami i aspiracjami. W całym okresie PRL nie było bezdomności, nie było bezrobocia, nie słyszałem też o takich przerażających patologiach z jakimi mamy do czynienia współcześnie. Patologiach politycznych i patologiach kryminalnych. Przeciwnie, "komunistyczni" politycy i działacze bardzo pilnowali tego, aby nie narazić się "kierownictwu", a że UB działało, nie podlegało dla nikogo wątpliwościom.

To, że Polska Ludowa załamała się, nie było więc skutkiem spontanicznej społecznej rewolty spowodowanej "brakiem chleba", ale owa rewolta była skutkiem wyczerpania się możliwości władz w zarządzaniu organizmem państwowym i dostosowywaniu tego państwowego organizmu  do ujawniających się w skali globalnej już w latach 70. i 80., niezwykłych zmian technologicznych. Zmian, które czy to się komuś podobało, czy też nie, rzutowały na świadomość ludzką i całokształt egzystencji, aspiracji i zachowań społeczeństw.

Polska Ludowa, o czym w tym miejscu wspomnieć należy, w pewnym sensie kontynuowała społeczne i gospodarcze dziedzictwo historyczne II Rzeczypospolitej. Przykładowo: związki zawodowe, Kasa Chorych, ZUS i system emerytalny, kodeks pracy i warunki zatrudniania, branżowy rozwój przemysłowy, polityka morska, rozwinięta spółdzielczość spożywców, spółdzielczość mieszkaniowa i szeroka spółdzielczość inwalidzka, przemysł stoczniowy, hutniczy, zbrojeniowy i lotniczy, przemysł farmaceutyczny, przemysł filmowy, muzea i teatry, nauka, rozwój kolei państwowych PKP - to przecież II Rzeczpospolita!

W końcówce lat 80., zabrakło jednak rządzącym elitom partyjnym, inwencji, determinacji, odwagi i wyobraźni, aby to kontynuować w zmieniających się globalnie warunkach."Okrągły Stół" okazał się więc z dzisiejszej perspektywy "dzieckiem przerażenia generałów", którzy chyba pomylili państwo z batalionem wojska w tak zwanym zielonym garnizonie. A to określiło trwające do teraz skutki "Okrągłego Stołu".

Dzisiaj, tak zwana opozycja oskarża Prezesa Prawa i Sprawiedliwości, pana Jarosława Kaczyńskiego o to, że swoją polityką w okresie ostatnich lat rządzenia "zniszczył państwo". Jest to oskarżenie drastycznie kłamliwe. Państwo zniszczył jak wynika z tego, co stwierdziłem powyżej "Okrągły Stół" przy którym gotowe, czynne, prawdzie wówczas chore, choć nie śmiertelnie państwo, oddano de facto w prezencie amatorom, "rewolucjonistom" w ogóle nie przygotowanym ani merytorycznie, ani technicznie do zarządzania 38-milionowym agregatem gospodarczym i społecznym.

A owi amatorzy od razu zainicjowali proces "pozbywania się kłopotu". W ciągu następujących lat cały trwały majątek państwa, który przy dobrym zarządzaniu mógł i powinien generować wielkie zyski dla państwa, poszedł "pod młotek" za marne pieniądze, pod pretekstem, że takie były "naciski", że takie były "wymogi", że "inaczej" to...No, to co, by się stało?

Inaczej to Stany Zjednoczone wypowiedziałyby nam wojnę? Unia Europejska by przestała od Polaków kupować cebulę, maliny i owoce lasu? A może Rosja by zakręciła nam najlepiej od razu dwa kurki - "kurek gazowy" i "kurek naftowy"? Nic z tych rzeczy. Trzeba było tylko wziąć się "do roboty", systematycznie naprawiać to, co było zepsute, "naoliwiać" to, co się "zatarło", kontynuować to, co było dobre, a rzekomą rewolucję zamienić "od ręki" na nowoczesną i mądrą ewolucję. No, tak, tylko, kto by to robił? Leniwa, rozpolitykowana "inteligencja", czy może "nabuzowani" przedstawiciele "zwycięskiej" klasy robotniczej?

Tak, więc z naszego państwa w krótkim czasie uczyniono kolonię międzynarodowego kapitału. Od banków po cegielnie i kamieniołomy, "kłaniają" się dzisiaj Polakom zagraniczni właściciele, wyprowadzający z Polski -  jak przyznał podczas pamiętnej konferencji w Toruniu pan Premier Mateusz Morawiecki - miliardy dolarów każdego roku. Polakom natomiast pozostają najniższe w Europie łaskawe, żebracze płace za pracę - ponad 75 procent pracowników w Polsce zarabia miesięcznie w granicach 550 - 600 dolarów amerykańskich (!) - pozostają im pętle zadłużenia w bankach zagranicznych i beznadzieja - wszyscy toną w kredytach. O sytuacji emerytów, niepełnosprawnych - patrz wydarzenia w Sejmie - i rencistów nie wspomnę. Taka jest gorzka prawda! A wyjątki tylko potwierdzają regułę, że rząd się sam wyżywi i to na luksusowym poziomie - vide oświadczenia majątkowe tej partyjnej "elity"...

Moim zdaniem, pan Jarosław Kaczyński proklamując "Dobrą zmianę" chciał nasze państwo postawić "na nogi", prawdopodobnie sięgając także do dziedzictwa II RP, ale nie zauważył, że będzie z tym mieć poważny problem, ponieważ - tak sądzę obserwując chociażby "przetasowania" kadrowe w ekipie rządzącej - na dobrą sprawę nie ma on na kim oprzeć się. Kadry partyjne, to zdecydowanie za mało na takie poważne przedsięwzięcie modernizacyjne, jak "Dobra zmiana". Panu Prezesowi PiS ewidentnie brakuje pozytywnego "kapitału ludzkiego" -  ludzi fachowych, mądrych, odpowiedzialnych i gotowych "ciągnąć razem z nim ten wózek "Dobrej zmiany", we wszystkich obszarach życia, nie w interesie własnym, ale wyłącznie w interesie narodu - suwerena, jak to teraz mówi się o narodzie właśnie. Brakuje rzeczywistych państwowców.

Brakuje do rządzenia państwem ludzi działających nie resortowo, nie według własnego "widzi mi się" i nie według tego "jak nam Unia Europejska zagra", ale ludzi gotowych przestać bać się bezpartyjnych fachowców, ludzi gotowych zaufać tym, którzy zachowali jeszcze zdrowy rozsądek i gotowość służenia państwu. Ludzi gotowych do tego, aby skończyć z wszelkiego rodzaju "kolesiostwem", nepotyzmem, z "układami", z lansowaniem partyjnych nieudaczników, oraz wiecznych "zasłużonych opozycjonistów" z okresu PRL, którzy dzisiaj nadal żyją swoim opozycjonizmem nie mając już nic sensownego do powiedzenia?

Polski Ludowej nie ma i ona już na pewno nie wróci. Teraz zamiast obalać pomniki, zmieniać nazwy ulic, zamiast wymyślać "prezenty pod publiczkę" - 300 złotych "tornistrowego" dla uczniaków, teraz trzeba pilnie, tak szybko jak jest to tylko możliwe odbudować przemysłową, naukową, nowoczesną, potęgę Polski. Teraz jest ostatni czas na "Dobrą zmianę"! I przy okazji także czas, aby oderwać się od "pępowiny" brukselskiej. Elegancko, z kurtuazją, ale stanowczo dać Brukseli do zrozumienia, że nasze państwo nie jest "chłopczykiem do strofowania, pouczania i stawiania do kąta". Przypomnieć komu trzeba o tym, że Polska jest członkiem Unii Europejskiej, będzie członkiem Unii Europejskiej, ale Członkiem, a nie "popychlem". I trzeba skończyć z żebractwem, z braniem ich "środków pomocowych" pamiętając o tym, że "nic za darmo". I że ktoś na pewno wystawi, lub już wystawia rachunek...

Jerzy A. Gołębiewski




W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. OK, rozumiem