Uniwersytet im. Adama Mickiewicza









 



 
 
 

















Obywatele powinni szanować Państwo...
Obywatele powinni szanować Państwo...
9 XI 2013, 19:06:18


…ale Państwo powinno szanować obywateli. Taka jest zasada. Niestety, w naszym kraju zasada ta nie jest respektowana. Nie wszyscy obywatele szanują Państwo – to prawda i to jest naganne - ale też Państwo ewidentnie przestało szanować obywateli, czego dowodem jest brak zainteresowania rządu tym, jak obywatele są traktowani przez urzędy i instytucje państwowe, samorządowe raz prywatne firmy i korporacje, jak obywatele żyję , jak są realizowane ich potrzeby, jak wreszcie przestrzegana jest przez organy państwowe i wszystkie inne podmioty w Polsce, Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej.
Tak zdiagnozowana sytuacja skłania do refleksji, że nasze Państwo, obecnie zawłaszczone – jeśli chodzi o wszelkie kluczowe stanowiska - przez nomenklaturę partyjną, bardzo szybko wyradza się z pożądanego demokratycznego, solidarnego państwa prawa, w państwo partyjne, par excellence totalitarne, coraz wyraźniej też represyjne wobec obywateli. Represyjne we wszelkich możliwych obszarach, począwszy od podziału PKB, a kończąc na systemie podatkowym, systemach danin i opłat, systemach socjalnych i wszelkich innych regulacjach dotyczących egzystencji obywatelskiej i obywatelskich praw.

Państwo – należy przez to pojęcie rozumieć wszelkie ogniwa władzy, przestało być służebne wobec obywateli, a zaczęło być wobec nich nadrzędne. Ta omnipotencja władzy skonstruowanej – jak wyżej wspomniałem - z nomenklatury partyjnej koalicjantów, głupiej, pewnej siebie i bezczelnie aroganckiej wobec reszty obywateli, rodzi zjawisko ujawniające i wzmacniające najgorsze cechy charakterologiczne całego społeczeństwa, w konsekwencji tworząc system oparty na strachu, ogarniający stosunki społeczne: w urzędzie państwowym, w szkole, w szpitalu, na uczelni, w szkole, w wiosce, w gminie, w powiecie i mieście wojewódzkim.

Urzędnicy i funkcjonariusze państwowi zajmujący kluczowe stanowiska, tak zwane posady polityczne, butni i pewni siebie posiadaną legitymacją i rekomendacją partyjną ( dotyczy to przede wszystkim agend administracji ) terroryzują podległych sobie „zwykłych”, nawet najlepszych pracowników wyrzuceniem z pracy, nie przyznaniem premii, odmówieniem podwyżki płacy. Ten obrzydliwy, chamski i prymitywny proceder rozprzestrzenia się na sektor prywatny – na korporacje, banki, wielkie firmy zagraniczne egzystujące w Polsce. Widać to gołym okiem. Dzisiaj tak samo mówi się na szczytach władzy o „wyrzuceniu” z rządu przez premiera jakiegoś niewydarzonego ministra, jak w urzędzie gminnym, mówi się o „wyrzuceniu” księgowej przez wójta, a w prywatnej korporacji o „wyrzuceniu” asystenta przez prezesą.

W ten sposób partyjni, oraz inni, nie tylko „polityczni” decernenci, w każdej chwili mogą „wyrzucać”, mogą „karać”, mogą „wykreślać ze scenariusza” kogo chcą, tylko dlatego, że ktoś przestał im się podobać. Bo, albo był za mądry, albo za bardzo pyskaty, albo w ogóle im nie pasował do kliki lub „układu”, albo nie był z ich wioski. Filmowcy w takich sytuacjach mówią zwykle, że „psuł im kadr”.

Te negatywne, obrażające ludzką, obywatelską godność zjawiska rodzą pożądany zresztą przez każdy partyjny reżim, strach. Taksówkarz ma bać się urzędu skarbowego, urzędniczka w urzędzie skarbowym ma bać się swojej kierowniczki, kierowniczka naczelnika, naczelnik dyrektora, dyrektor ma „trząść portkami” przed szefem swojej partii politycznej, bo ten w każdej chwili może mu cofnąć rekomendację na dyrektorski stołek z dobra płacą, zagranicznymi wojażami, samochodem służbowym i szoferem „na gwizdek”.

Minister ma bać się premiera, prezesa partii bać ma się szef jego klubu poselskiego i każdy poseł z jego partii, i tak dalej w tym stylu, wszędzie od góry do dołu i z powrotem „ma chodzić” strach. Ten strach jednak powoli, ale zawsze przekształca się w agresję, objawia się jako patologiczna wrogość Polaka w stosunku do drugiego Polaka. Nie ma dnia, abyśmy nie dowiedzieli się o fakcie, który potwierdza, że we współczesnej Polsce, Polak dla Polaka potrafi być – przepraszam za kolokwializm – sukinsynem, szczególnie w sytuacji, gdy ma trochę wyższą, z różnych powodów pozycję społeczną, zawodową, lub służbową.

Polak-komornik bez zmrużenia okiem wyrzuca na bruk bezrobotną kobietę z dwojgiem dzieci, polska sędzina z godłem państwa na piersi bez chwili refleksji odbiera rodzicom małe dziecko i „wsadza” malca do przytułku tylko dlatego, że rodzice są biedni, kamienicznik doprowadza do eksmisji samotnej staruszki za zaleganie z czynszem ( z czego ma płacić skoro jej renta nie starcza nawet na jedzenie?), a Wysoki Sąd automatycznie „podejrzanemu o przestępstwo” człowiekowi przedłuża w nieskończoność areszt tymczasowy ( czy nie było takich wydarzeń? ) na wniosek aroganckiego prokuratora wnioskującego „na okrągło”, też automatycznie, o takie przedłużenie, zamiast albo szybko przygotować akt oskarżenia, albo też dać człowiekowi spokój.

Jest rok 2013. Bez mała ćwierć wieku od chwili zapoczątkowania transformacji ustrojowej. Państwo polskie miało być – według ówczesnej propagandy - państwem solidarnym, obywatelskim, prawnym, demokratycznym i przyjaznym obywatelom. Chodziło o to, „żeby Polska była Polską”, a nie reżimem partyjnej, głupiej i aroganckiej nomenklatury, psującej społeczeństwo tak, aby stało się wewnętrznie dla siebie obojętne, a najlepiej wrogie i nienawistne. Teraz wreszcie dociera do społeczeństwa prawda, że nadzieje i oczekiwania, rozbudzone w 1989 roku, zastąpione zostały przez liczne patologie, przenikające do wszystkich obszarów naszego życia, i że twórcą tych patologii jest przede wszystkim państwo. Obojętne do tej pory społeczeństwo, zaczyna być tym faktem coraz bardziej przerażone.

A tymczasem powołująca się na ideały Solidarności i demokrację, partyjna nomenklatura obsadzająca wszystkie kluczowe stanowiska, od wójta do premiera, okazując pogardę dla obywateli spokojnie hańbi wzniosłe ideały Solidarności, hańbi je każdego dnia, doprowadzając do upadku autorytetu państwa i do moralnego rozkładu wszystkich obszarów jego kompetencji. Prowadzi też prostą drogą społeczeństwo do stanu, określanego jako desperacja. Zobaczymy, co z tego może wyniknąć.

A tymczasem, na razie, deser: „Z październikowego raportu Głównego Urzędu Statystycznego dowiadujemy się, że 10 milionów Polaków jest zagrożonych ubóstwem, 35 procent obywateli nie stać na ogrzewanie swoich siedzib, 26 procent obywateli nie może sobie pozwolić na lekarza i dentystę, a 23,4 procenta żyje w złych warunkach sanitarnych, m.in. bez bieżącej wody i dostępu do klozetu, 13,2 procent polskich rodzin żyje poniżej ustawowej granicy ubóstwa, 42.9 procent polskich rodzin nie może sobie pozwolić na jakiekolwiek wakacje” – cytować dalej? Nie, to wystarczy.

Dalszy ciąg do tego wszystkiego , co powyżej, na pewno dopisze historia, tak samo jak dopisała słowami Mieczysława F. Rakowskiego partyjnemu reżimowi - umiłowanej przez PRL-owską nomenklaturę - Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej komendą: „Sztandar wyprowadzić!”.

Andrzej Saski






W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Szczegółowe informacje znajdują się w POLITYCE PRYWATNOŚCI I WYKORZYSTYWANIA PLIKÓW COOKIES. OK, rozumiem