|
…Nadzieja umiera ostatnia, i teraz właśnie…
18 VIII 2011, 15:14:06
…weszła w stadium terminalne. A tak wszystko ładnie
zapowiadało się i wszyscy mieli nadzieję, że wreszcie Słońce zaświeci we
wszystkich, tych starych i tych nowych, krajach członkowskich Unii
Europejskiej, że wspólna waluta euro zdynamizuje postęp, wszyscy mieli
nadzieję, że globalizacja, że wolne przepływy ludzi, kapitałów i technologii
umożliwią zlikwidowanie zjawisk biedy, ubóstwa, bezrobocia i wykluczenia, że
wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Nadzieja matką głupich! Właśnie w
paroksyzmach wydarzeń w Londynie i innych miastach brytyjskich, w Grecji,
Hiszpanii, Portugalii, Włoszech, w Stanach Zjednoczonych, a nawet w Izraelu, nie wspominając już o
Afryce, „mamuśka” - nasza stara nadzieja - „kończy się”, zdycha!...
Taka jest brutalna prawda, której już nie zagłuszy konferansjerka różnych „przywódców”, premierów, ministrów, ekonomistów i publicystów, wiecznych optymistów - spadkobierców tych, co to zapowiadali błyskawiczne wojny, a skończyli, jak wiadomo, pod własnymi gruzami – optymistów, którym zawsze gospodarka rozwija się znakomicie, PKB pnie się górę, bezrobocie spada, euro i dolar „trzymają się mocno”, a Grecja, jak już sprzeda „rodowe srebra” uśmiechającym się, grzecznym Chińczykom, to „wyjdzie na prostą”. Nie wyjdzie!...
Tak samo jak „na prostą” nie wyjdzie dotychczasowy europejski i światowy ład polityczno-gospodarczy, zdominowany przez ponadnarodowy wielki kapitał, którego filozofia determinująca działania tak zwanych mężów stanu wyraża się niezmiennym algorytmem: maksymalizacja zysku, przy minimalizacji kosztów. Nikt oczywiście nie wie, co z takimi zyskami robić – do grobu nikt ich wszak nie zabierze – ale też nie chodzi o to, aby z zyskami coś robić. One mają po prostu być: miliony, miliardy, biliony, tryliony i muszla klozetowa ze złota na jachcie, w którym jest i miniaturowa łódź podwodna i helikopter i basen i system obrony przeciwlotniczej i telefon DO…
…polityków, aby na ten niesforny motłoch, któremu zachciewa się, a to pracy, a to opieki socjalnej, a to systemu służby zdrowia, czy edukacji za darmo, a nie daj boże uczciwej zapłaty za pracę i przyzwoitej emerytury na starość, aby ten motłoch uspokoić policyjnymi pałkami. No, i pałki „idą w ruch”, tylko, że „tak długo dzban wodę nosi, aż mu się ucho nie urwie” i w pewnym momencie policja też zaczyna mieć dość marnej płacy, obcinanych emerytur i wymówek żon, że nie starcza na opłacenie uniwersytetu dla dziecka. A poza tym policja dostrzega starą jak świat prawdę, że za pomocą policji jeszcze nigdy dotąd nie rozwiązano żadnego par excellence politycznego problemu. Problemy gospodarcze, społeczne, militarne, finansowe państwa, to jest domena polityków. Jeśli, oczywiście, tacy politycy są w rządach, parlamentach, czy w Global Think Tanks…
Ostatni jakoś ich nie widać. Są natomiast konferansjerzy. I dlatego zamiast mówić o kryzysie, zacznijmy mówić o krachu: procesu globalizacji, rozwoju Unii Europejskiej, i jej poszczególnych państw członkowskich, o krachu przyjaciół za Oceanem, a przede wszystkim zacznijmy mówić o krachu pewnej podgrupy społecznej, którą ktoś dowcipny bardzo dawno temu żartobliwie nazwał „klasą polityczną”...
Tylko, że żarty się skończyły, chociaż nie do wszystkich ta prawda dociera. Londyn bowiem tak daleko, Paryskie enklawy Muzułmanów też w oddali, gdzieś pewnie nad Sekwaną, a tu - „wsi spokojna, wsi wesoła, a nasza chata skraja…
…na razie! Na razie… Andrzej Saski
|