|
...gospodarki nowej Europy znowu rosną...
19 VII 2010, 06:53:25
…informuje wielkim tytułem prasa, powołując się na Bank
Światowy i dodaje, że „Wszystkich dziesięciu nowych członków Unii w przyszłym
roku wyjdzie z recesji” – koniec cytatu. To oznacza, że pacjent czuje się coraz
lepiej. OK, przed śmiercią każdemu się polepsza. A na razie w Grecji „obcinane”
są emerytury, zrównywany wiek emerytalny kobiet z wiekiem emerytalnym mężczyzn,
czyli przedłużanie wieku emerytalnego dla dużej grupy zatrudnionych, ponadto obniżono
najniższą płacę i „tnie” się płace i odprawy w tak zwanej budżetówce. Działania
te nazywane są eufemistycznie reformami. Nieco wyżej na Północ, Rumunia żebrze
o kredyt w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, który stawia jej trudne do
spełnienia warunki, tym samym spychając Rumunię ku przepaści. Innymi członkami
Unii Europejskiej, tymi z dziesięciu, co to mają w roku 2011 wyjść z recesji,
chwilowo nie będę się zajmować, życząc im oczywiście wszystkiego najlepszego,
za to spojrzę na nasze, własne, polskie podwórko…
…krzywa rośnie, i jak prognozuje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w przyszłym roku wzrost polskiego PKB ma wynieść NAWET 3,4 proc. Niestety, nie podano, czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy tak pięknie prognozując ulokował w tym PKB także szarą strefę, czy też nie, ale to i tak nie ma żadnego praktycznego znaczenia. Praktyczne znaczenie ma natomiast to, że i u nas, w Polsce, rząd zapowiada i wdraża już cichaczem „reformy” podobne do greckich. Jak zapowiedziano, w roku 2011 nie będzie żadnych podwyżek płac w tak zwanej budżetówce, a to oznacza, że pracownicy administracji, policja, wojsko, straż pożarna i inne tego typu formacje będą musiały „zacisnąć pasa”, co w kontekście narastającej drożyzny artykułów konsumpcyjnych i usług bytowych raczej wymienionych grup nie ucieszy, a przeciwnie zniechęci do reszty. Emeryci też raczej nie powinni liczyć na jakąkolwiek rewaloryzację ich świadczeń: są starzy, nikomu nie potrzebni, a najmniej rządowi. „Zaciskanie pasa” w tej całej, jeszcze niedawno tak pięknie zapowiadającej się Unii Europejskiej – dzieje się to wszędzie od Berlina po Londyn i z powrotem – to bezsensowny proces ewidentnego hamowania konsumpcji, a więc gospodarki, wzrost bezrobocia, pauperyzacja szerokich warstw społecznych i „podwyższanie ciśnienia”, czyli droga na skróty do upadku. I na czym w rezultacie „przejedzie się” Unia Europejska? Miejmy odwagę to zrozumieć: na własnej głupocie, na braku wyobraźni i zaufaniu do własnej siły, niestety już byłej. Jeżeli nie stanie się cud, rozkład Unii Europejskiej w obecnym kształcie jest nieunikniony. To jest tylko kwestią czasu…
…bo, co robią ludzie kiedy nie mają pieniędzy? No, właśnie! A co robią ludzie, którzy mimo życiowej potrzeby i chęci nie mogą znaleźć dla siebie żadnej roboty? No. Właśnie! A co zrobią społeczeństwa państw członkowskich Unii Europejskiej, kiedy „czara goryczy przeleje się”? No, właśnie! I wtedy Unia Europejska z jej księżycowymi pomysłami, z marchewką przemianowaną na owoc, oraz z określoną, dopuszczalną krzywizną bananów, nie mówiąc o jej „programie walki w ubóstwem i wykluczeniem” (ha, ha, ha,), oraz różnymi dotacjami do lasów iglastych, kwotami mlecznymi i cukrowymi, stanie się kolejnym europejskim wspomnieniem, polem badań akademickich na temat „jak to było możliwe”? Pozostawiając za sobą zrujnowane społecznie i gospodarczo państwa, sfrustrowane i spauperyzowane społeczeństwa, oraz niesmak u tych, którzy byli przekonani, że TO może się mimo wszystko udać…
…mogłoby, oczywiście, gdyby. Czy wiecie Państwo, co jest największym zagrożeniem dla każdego wielkiego projektu? Durnie z wyższym wykształceniem, na decyzyjnych stanowiskach, którzy biorą się za robienie polityki i urządzanie świata według własnego „widzimisię”. A jak urządzają, i co z tego wychodzi, każdy widzi. Każdy i wszędzie…
…a tymczasem za oknem upał, temperatura w granicach plus 32 stopnie, na plażach nad Bałtykiem tłumy urlopowiczów, jak każdego roku. Jeszcze parę tygodni i zaczną się powroty z bajecznych wakacji. Niestety, do skrzynek pocztowych wypchanych rachunkami za prąd i gaz, za czynsz, za wodę i śmieci, za telefon i używanie karty kredytowej, do opustoszałych lodówek, do polskiej rzeczywistości. Nie będzie lekko! „Zgoda buduje”, to bądźmy zgodni w tym, że idzie ku gorszemu. Nawet milionerów w Polsce ubywa, chociaż i tak było ich tylu, co kot napłacze: według fiskusa tylko trochę ponad 12 tysięcy „bogaczy” – większość w podwarszawskich okolicach Wilanowa, Konstancina i Natolina - na 38 milionów reszty obywateli w pozostałych miastach i wsiach Najjaśniejszej Rzeczypospolitej! Śmiechu warte…
…no, to jak i co będzie z tym całym interesem?...
Andrzej Saski
|